Zamknij X W ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane
w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

Czterokrotnie skazany na śmierć

Aktualności

25.11.2013 14:54

Wacław Szacoń służył w szeregach partyzanckiego oddziału cichociemnego mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Wacław Szacoń służył w szeregach partyzanckiego oddziału cichociemnego mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Urodził się 5 lutego 1926 r. w Walentynowie, małej podlubelskiej wsi schowanej pośród lasów. Rodzice – Jan i Petronela – uprawiali czterohektarowe gospodarstwo. Dziadek mojej matki był saskim Niemcem, który osiadł we Lwowie. Jego synowie byli już Polakami i poszli do powstania w 1863 r. – opowiada pan Wacław. Sześć lat szkoły powszechnej zaliczył w rodzinnej wsi. Potem miał iść do gimnazjum do Lublina, ale wybuchła wojna i okupant zamknął szkoły średnie. Kierownik szkoły w pobliskim Żukowie Tadeusz Chwostyk (jak się później okazało działający w konspiracji pod pseudonimem „Grom”) zebrał starszych chłopców i przy pomocy miejscowych nauczycieli zorganizował dla nich nielegalną naukę. Kierownik starał się patriotycznie wpływać na młodzież, ucząc ją m.in. języka polskiego i historii. Młody Wacek był bystrym chłopcem, interesował się polityką, przed wojną czytywał przeznaczonego dla wsi „Wielkopolanina”, odpowiadały mu idee ruchu narodowego.

Wiosną 1942 r. kierownik Chwostyk kazał mi przygotować kilkadziesiąt leszczynowych patyków, okorowanych i wysuszonych. Gdy je dostarczyłem, usłyszałem, że ma dla mnie zadanie. Patyki posłużyły jako drzewce do małych biało-czerwonych chorągiewek, a ja te chorągiewki miałem przed świętem 3 maja dyskretnie porozwieszać. Poprzybijałem je wobec tego na tablicach stojących przy wejściu do lasu, na słupach przy skrzyżowaniach dróg, przy urzędzie pocztowym i przy nadleśnictwie. Sprawozdanie zdałem kierownikowi, który pochwalił mnie za wybór tych miejsc. Chodziło o to, by unikać wsi, bo to mogłoby wywołać zemstę Niemców. Było to moje pierwsze konspiracyjne zadanie… Następnego dnia zostałem zaprzysiężony do podziemnej Narodowej Organizacji Wojskowej, a 11 listopada tego roku wszedłem do Armii Krajowej – wspomina pan Wacław.

Tuż po wojnie na terenach Lubelszczyzny opór komunistycznej władzy stawiał liczny i dobrze uzbrojony partyzancki oddział cichociemnego mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Tuż po wojnie na terenach Lubelszczyzny opór komunistycznej władzy stawiał liczny i dobrze uzbrojony partyzancki oddział cichociemnego mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. W konspiracji szkolił się, chodził na leśne patrole, brał udział w zwalczaniu band rabunkowych. Zetknął się też z niejakim Józefem Franczakiem, z którym się zaprzyjaźnił. Franczak, znany potem pod pseudonimem „Laluś”, zginie w 1963 r. jako ostatni partyzant antykomunistycznego podziemia. Na razie jednak spotyka się z młodym Szaconiem i szkoli go do działań wywiadowczych. Z czasem, gdy działalność podziemia rozwinęła się i powstało więcej leśnych oddziałów, Wacek – teraz już pod pseudonimem „Czarny” – mocniej wejdzie w partyzantkę. Świetnie zna okolicę, gęste miejscowe lasy, prowadzące przez nie drogi i ścieżki, zna też ludzi, wie komu można zaufać, a komu nie. Bierze udział w akcjach przeciwko Niemcom, likwidowaniu kapusiów, zdobywaniu broni i amunicji, działaniach sabotażowych. Konspiracyjnie służy w 8. Pułku Piechoty Legionów Lubelskiego Okręgu AK. Na co dzień zaś pomaga ojcu w gospodarstwie i bratu w jego zakładzie szewskim. Walkę z Niemcami Wacław Szacoń kończy w 1944 r. w stopniu kaprala, odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Krzyżem Niepodległości. Wszystko to „za bohaterskie czyny i dzielne zachowanie się w walce podziemnej z niemieckim najeźdźcą i okupantem”, jak napisał 24 maja 1944 r. komendant Okręgu Lubelskiego AK płk Kazimierz Tumidajski „Marcin”. Kopię tego dokumentu potwierdzającego wojenne odznaczenia pan Wacław przechowuje do dzisiaj.

Lalusie idą!

Gdy skończyła się okupacja niemiecka 18-letni Wacław wrócił do szkoły, rozpoczynając naukę w lubelskim gimnazjum mechanicznym. Podobnie uczyniła większa część jego kolegów z konspiracji, chcąc nadrobić stracone podczas wojny lata. Ci starsi natomiast zostali powołani do służby w ludowym Wojsku Polskim. Nowe komunistyczne władze zarządziły bowiem na kontrolowanym przez siebie terenie regularny pobór. Tak w szeregi 2. Armii WP trafił także Józef Franczak. Szybko jednak okazało się, że byli akowcy nie są dobrze widziani w komunistycznym wojsku. Poddawano ich inwigilacji, aresztowano i skazywano. Częste były wyroki śmierci i egzekucje. W styczniu 1945 r. Franczak będąc świadkiem takich właśnie wydarzeń zdecydował się na dezercję. W naszych stronach pojawiło się wielu takich dezerterów. Józek ukrywał się m.in. w mojej wsi, więc miałem okazję stykać się wtedy z nim częściej, gdy przyjeżdżałem ze szkoły z Lublina. W ogóle Lubelszczyzna była nasycona grupami poakowskimi. Działały u nas m.in. oddziały Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i Zdzisława Brońskiego „Uskoka”– opowiada Szacoń. On sam niejako naturalnie wszedł w tę drugą konspirację.

Jako że amatorsko zajmował się fotografowaniem, robił zdjęcia kolegom i całym oddziałom. Dla „Zapory” robił też zdjęcia posterunków wojskowych na rogatkach Lublina, budynku zajmowanego przez UB i miejscowego więzienia. Odbitki wywoływał u zaufanego fotografa Stefana Kiełszni, a następnie zostawiał w umówionej skrytce. Brał też udział w akcjach zbrojnych: napadach na patrole MO i UB, przejmowaniu broni, wymierzaniu kar kapusiom, likwidowaniu pospolitych band rabunkowych, zdobywaniu pieniędzy w spółdzielniach. W Lublinie obserwował budynek UB, a dzięki koledze z konspiracji, pracującemu teraz w straży więziennej, zdobywał informacje o więźniach i planowanych transportach. Inny dawny konspiracyjny kolega pracował z kolei jako goniec przenoszący pocztę na lubelski zamek, na którym rezydowało UB. To pozwalało mieć dostęp do wielu cennych informacji, przekazywanych potem „Zaporze” i „Uskokowi”. To właśnie z tego okresu pochodzi słynny pseudonim Józefa Franczaka – „Laluś”. Gdy bowiem zaporczycy zobaczyli kiedyś idących po cywilnemu Szaconia i Franczaka, krzyknęli: „O, lalusie idą!”. Gdy w 1947 r. skontaktowałem Józka z „Uskokiem”, to przedstawiłem go jako „Laluś”. Stąd się to właśnie wzięło – uśmiecha się pan Wacław.

Z czasem działalność konspiracyjna i partyzancka stawała się na Lubelszczyźnie coraz trudniejsza, gdyż...

Jest to tylko część artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze naszego miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.

→ Opcje wyszukiwania Drukuj stronę WPiS 04/2024 - okładka Zamów prenumeratę Egzemplarz okazowy

Zapisz się do newslettera

Facebook
  • Blogpress
  • Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa KWORUM
  • Niezależna Gazeta Obywatelska w Opolu
  • Solidarni 2010
  • Razem tv
  • Konserwatyzm.pl
  • Niepoprawne Radio PL
  • Afery PO
  • Towarzystwo Patriotyczne
  • Prawica.com.pl
  • Solidarność Walcząca Mazowsze
  • Liga Obrony Suwerenności
  • Ewa Stankiewicz

Komentarze

Domniemanie jako metoda manipulacji

Trzeba przyznać, że lewackie media nad Wisłą, czyli media, które same nazwały się „głównego nurtu”, podczas pontyfikatu polskiego papieża Jana Pawła II trzymały w sprawach papieskich języki, pióra i kamery na wodzy. Póki Ojciec Święty żył, naprawdę rzadko zdarzał się jakiś napad na naszego Wielkiego Rodaka ze strony Jego ziomków, obojętnie jakiej byli orientacji (teraz, co innego – używają sobie po chamsku). W Niemczech natomiast niezbyt respektują swojego rodaka na tronie Piotrowym i to jeszcze za życia Benedykta XVI. I tam nie obywa się bez chamstwa, które w temacie papieskim jest jakby uprawnione. Dotyczy to nawet tak zdawałoby się szacownych i kulturalnych redakcji, jak np. „Die Welt”. Nie wiem czemu w Polsce określa się ten dziennik jako konserwatywno-prawicowy. Tym bardziej, że redakcja sama pisze o sobie: „liberalno-kosmopolityczna”.
więcej

Copyright © Biały Kruk Copyright © Biały Kruk. Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszelkie materiały, informacje, pliki, zdjęcia itp. dostępne w serwisie chronione są prawami autorskimi i nie mogą być kopiowane, publikowane i rozprowadzane w żadnej formie.
Cytaty możliwe są jedynie pod warunkiem podania źródła.

MKiDN
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Archiwum